Well. Planowałam, że odłożę ten wpis na przyszły tydzień, że obejrzę więcej
niż jeden odcinek serialu zanim go ocenię. Zapowiedziałam się nawet z tym na
facebooku. No cóż. Nie mogłam wytrzymać. The Night Manager, najnowszy
miniserial BBC oparty na powieści Johna le Carré, tak bardzo zrobił mi
ostatnie dni, że postanowiłam podzielić się swoimi
refleksjami na temat jedynie premierowego odcinka. Biorąc pod
uwagę że mottem bloga są hasztagi #piękno i #dobro, a moim celem jest pisanie nie o tym, o czym powinnam, ale o tym, co lubię i co mi się podoba,
nie stanowi to wszystko chyba jakiegoś specjalnego nadużycia. Kto bogatemu
zabroni? No nikt.
 |
|
The Night Manager to jedno z najlepszych otwarć serialowych sezonu
zimowo-wiosennego i kolejny dowód na to, że BBC naprawdę umie w telewizję, gromadzi świetnych aktorów i potrafi zafascynować widza raptem 60-minutowym epizodem. Co
więcej, ów jeden odcinek wystarczył, aby lwia część z sześciu milionów, które
zasiadły w Wielkiej Brytanii przed telewizorami w poniedziałkowy wieczór, odnalazła
idealnego odtwórcę roli Jamesa Bonda. Cała reszta doszła natomiast do wniosku,
że Bond już wcale nie jest nam potrzebny. Mamy przecież Jonathana Pine'a.
Wpis nie zawiera spoilerów, na poziomie fabuły ograniczam się do tego
co wiedzieliśmy z opisów stacji i trailerów.