W dniu wczorajszym udało mi się
wreszcie zobaczyć Nienawistną Ósemkę – najnowszy film Quentina Tarantino –
reżysera którego uwielbiam i na którego kolejne produkcje czekam z największym
jakim tylko się da utęsknieniem. Podobnie było tym razem.
Co tu dużo mówić. Tarantino
stworzył dzieło fenomenalne, po raz kolejny pokazując, że ociera się o granice
tego, co we współczesnym kinie nazwać można geniuszem. Jestem Ósemką całkowicie
zauroczona i nic mnie nie powstrzyma przed opisaniem tego, jak bardzo ten film
wygrywa. Jak bardzo wygrał Tarantino.
Recenzja nie zawiera istotnych spoilerów dotyczących treści. Chyba że za spoiler uważacie enigmatyczne stwierdzenie, że w filmach Tarantino giną bohaterowie…
Podkreślić wypada, że Tarantino totalnie
nie miał szczęścia w związku ze swoją ósmą już produkcją. Najpierw, w 2013
roku, do Internetu wyciekł kompletny scenariusz. Skłoniło to reżysera do
stwierdzenia, że filmu nie nakręci bo nie ma to sensu. Kilka miesięcy później
Tarantino zdecydował się jednak zaprezentować fragmenty scenariusza w czasie
eventu charytatywnego w Los Angeles. Tekst zdobył tak bardzo pochlebne
recenzje, zarówno ze strony krytyków, dziennikarzy, co i aktorów, że reżyser,
ku uciesze wszystkich, zdecydował się jednak nakręcić Ósemkę. Na tym jednak nie
zakończyły się problemy. Dwa tygodnie przed premierą kompletny film w bardzo
dobrej jakości wyciekł do Internetu. Wydawało się, że w takich okolicznościach
Ósemka skazana jest na finansową klapę i totalną śmierć produkcji. Nic bardziej
mylnego. Już przedpremierowe pokazy bożonarodzeniowe w USA zarobiły niezłe
pieniądze, a od oficjalnej premiery 1 stycznia, jedynie w Stanach Zjednoczonych
produkcji udało się osiągnąć zyski przewyższające 44-milionowy budżet.
Nienawistna Ósemka jest filmem
bardzo kameralnym, w tym zakresie nawiązującym do wczesnych produkcji
Tarantino, głównie zaś Wściekłych Psów. Trzeba jednak zaznaczyć, że tytułowa
ósemka stanowi koncepcję raczej umowną – postaci przewijających się na ekranie
jest więcej, i tak naprawdę nie do końca wiadomo kto miałby wchodzić w skład
tytułowej grupy. Tarantino ewidentnie bawi się tutaj konwencją, nawiązując nie
tylko do faktu, że Ósemka do jego ósmy film, ale też do klasycznego westernu
Siedmiu Wspaniałych (The Maginificent Seven – The Hateful Eight – widać,
prawda?).
![]() |
Cała historia zaczyna się bardzo
powoli. Z zaśnieżonego krajobrazu Wyoming wyłania się dyliżans, w środku
którego podróżuje ekscentryczna para złączona ze sobą łańcuchem. Wkrótce
spotykają oni kolejno dwóch podróżnych, którzy zmierzają w tym samym kierunku.
Ze względu na złe warunki pogodowe i zbliżającą się śnieżycę, towarzystwo
zmuszone jest zatrzymać się w kultowym w tamtych stronach sklepiku powadzonym
przez niejaką Minnie. Okazuje się jednak, że gospodarzy nie ma w domu. Zamiast
nich podróżni spotykają kolejną grupę przypadkowych jak sądzą mężczyzn, którzy
podobnie jak oni zmuszeni są do przerwania swojej podróży i schowania się przed
śniegiem. Akcja rozwija się wolno, a zdecydowana większość scen nakręcona
została w jednym, zamkniętym pomieszczeniu. Nie zmienia to oczywiście faktu, że
pojawiające się szczególnie na początku filmu ujęcia przyrody, wielominutowe
sekwencje przedstawiające dyliżans i konie pędzące przez śnieg, nieco
przerażająco kiczowata figura Jezusa w środku zaśnieżonego krajobrazu,
zapierają dech w piersiach. Warto w tym momencie wspomnieć, że Tarantino
nakręcił swój film na specyficznej taśmie 70 milimetrów, posługując się
techniką Ultra Panavision. Wcześniej metoda taka wykorzystywana była do
kręcenia klasyków takich jak Lawrence z Arabii czy Ben-Hur.
![]() |
Nienawistna Ósemka to też ocean
nawiązań, puszczania oka do widza i bezpośrednich zapożyczeń z klasyki. Nie ma
się co dziwić, Tarantino jest jednym z reżyserów nie bojących się przyznawać, że
współczesne kino opiera się na umiejętnym wykorzystywaniu tego, co już kiedyś
powstało. Najbardziej oczywistym tropem w przypadku Ósemki jest rzecz jasna
klasyczny western. Mamy tutaj cały szereg scen bezpośrednio zapożyczonych z
najbardziej znanych tytułów gatunku. Symbolem tego rozwiązania jest oczywiście
Ennio Morricone – ulubiony kompozytor Tarantino, twórca muzyki do całego
szeregu klasycznych westernów, z filmami Sergio Leone na czele. Warto podkreślić
że Ósemka jest jednym z niewielu filmów Tarantino, w której mamy tak dużo
oryginalnej ścieżki dźwiękowej. Niejednokrotnie to właśnie doskonała muzyka
sprawia, że poszczególne sceny w filmie są tak bardzo dobre.
Drugim tropem, który w przypadku
Ósemki wydaje mi się wyjątkowo ciekawy, jest oparcie konstrukcji fabularnej na
rozwiązaniu znanym nam z twórczości Agathy Christie. Oglądając Ósemkę miałam w
pewnym momencie wrażenie, że to nic innego jak tarantinowska wariacja na temat I
nie było już nikogo. W obydwu przypadkach mamy bowiem do czynienia z grupą
nieznajomych, którzy ze względu na zaistniałe okoliczności przebywają w jednym
pomieszczeniu z którego nie mogą się wydostać. Zarówno u Christie jak i u
Tarantino rozgrywa się między nimi dosyć makabryczna gra. W tego typu fabułach
siłą rzeczy ogromny nacisk położony jest na dialogi i interakcje między
postaciami. Na tej płaszczyźnie Tarantino jak zwykle nie zawodzi. Film opiera
się na niewymuszonych rozmowach między bohaterami, pod którymi wielokrotnie
kryje się jednak głębsze przesłanie. Tarantino skupia się na budowaniu relacji między postaciami, które tylko na pozór nie mają ze sobą nic
wspólnego. Szybko okazuje się bowiem, że między każdym z bohaterów Ósemki
istnieją mniejsze bądź większe powiązania, o których często sami oni nawet nie
wiedzieli. Robotę w tym zakresie robi oczywiście klasyczna technika stosowana
przez Tarantino – częściowa rezygnacja z linearnego charakteru fabuły,
retrospekcje, przeskakiwania w czasie. Dzięki temu widz dosyć niespodziewanie
dowiaduje się jak było naprawdę, kim są bohaterowie oglądani na ekranie przez
ostatnie kilkadziesiąt minut i co mają na sumieniu.
Warto na tym etapie przejść do
samych bohaterów. Inaczej niż w ostatnich kilku filmach Tarantino, w Ósemce
trudno jest wskazać jednego wyraźnego protagonistę. Reżyserowi udało się
stworzyć cały szereg doskonałych postaci, z których każda ma swoje momenty,
zapada w pamięć, a jednocześnie nie dominuje nad innymi pojawiającymi się na
ekranie. Naprawdę, świetne napisane postaci są czymś, za co Tarantino należy się
chyba największy szacunek. Ogromnie trudne jest wykreowanie kilku (kilkunastu?)
ciekawych bohaterów, z których każdy ma swój charakter, ale jednocześnie
stanowi element zbalansowanej całości (mówimy o historii obcych sobie w sumie
ludzi). W takich okolicznościach ogromna odpowiedzialność spada rzecz jasna na
aktorów. Czymś wspaniałym jest oglądanie starej tarantinowskiej gwardii w
towarzystwie nazwisk, które dopiero zaczynają przygodę z reżyserem. Jeśli chodzi
o pierwszy kazus, pokłony należą się Samuelowi L. Jacksonowi, grającym w filmie
rolę łowcy głów Marquisa Warrena. Oglądanie go w Ósemce to złoto, od razu
wracają wspomnienia jego najlepszych ról filmowych – ról u Tarantino rzecz
jasna. W kwestii drugiej, wyróżnienie należy się Jennier Jason Leigh – aktorce,
której kariera wydawała się w ostatnich latach stać w miejscu. Fenomenalna gra
w Ósemce może stanowić największy przełom w jej karierze, na co bardzo liczę i
za co bardzo trzymam kciuki. Nie od dziś bowiem wiadomo, że Tarantino jest
specjalistą od wyciągania zdolnych aktorów z zapomnienia (tak było z Travoltą w
Pulp Fiction) oraz odkrywania nowych gwiazd, które tylko u niego są w stanie
świecić pełnym blaskiem (klasyczny przykład Christopha Waltza). Odnosząc się do
pozostałych występujących w Ósemce aktorów, wyrażać się można praktycznie w
samych superlatywach. Wspaniałe jest, że Walton Goggins dostał w filmie większą
rolę niż we wcześniejszym Django. Cieszy również Kurt Russell, który ponownie
pokazuje się na ekranie z najlepszej strony. Jedynym na kim się zawiodłam jest
tak naprawdę Tim Roth i jego bohater Oswaldo Mobray. Roth jest genialnym
aktorem, ale w swojej interpretacji postaci zbyt mocno przypominał bohaterów
granych przez Christopha Waltza w dwóch ostatnich filmach Tarantino. Momentami zachowywał
się ona jak kopia Doktora Kinga Schultza z Django. Nie wiem czy to wina aktora
czy reżysera, ale wypadło to w sumie mega wtórnie.
![]() |
Jak to u Tarantino, pojawiające
się w Ósemce na szeroką skalę satyra, makabra i groteska nie służą jedynie
wywołaniu sensacji i skandalu. Jak wspomniałam powyżej, cały szereg dialogów
między bohaterami ma drugie dno, pokazujące coś znacznie głębszego. Szczególnie
warto podnieść tutaj kwestie rasowe, poruszone przez reżysera już w Django.
Tarantino zwraca uwagę na problem dyskryminacji, odwołując się do motywów o
wiele bardziej skomplikowanych niż znany nam z wcześniejszej produkcji czarnoskóry
niewolnik mszczący się na białych. Doskonałym przykładem jest przewijający się
przez całą fabułę Ósemki list od prezydenta Abrahama Lincolna, będący w posiadaniu
czarnoskórego Warrena. Łowca głów ma świadomość, że w świecie w dalszym ciągu
zdominowanym przez białych, to nie pistolet, a ów dokument jest w stanie
zapewnić mu szacunek i bezpieczeństwo. Tarantino (nie po raz pierwszy) zwraca też
w swoim filmie uwagę na naturę człowieczeństwa. W Ósemce nie ma ludzi bez
uprzedzeń. Wspaniałym przykładem jest tutaj właścicielka sklepiku Minnie, była czarnoskóra
niewolnica, która najbardziej na świecie nienawidzi.. Meksykanów. Tarantino
podkreśla, że w sytuacjach ekstremalnych ludzie zachowują się nieprzewidywalnie,
odrzucając na bok swoje powszechnie prezentowane oblicze. Nie ma łatwych
odpowiedzi, nie ma prostych podziałów. Tak naprawdę żaden z nas nie wie, kim
jest.
![]() |
Nie umiem powiedzieć, czy Ósemka
to najlepszy film w karierze jego twórcy. Z resztą, nie ma sensu odpowiadać na
to pytanie. Dość stwierdzić, że Tarantino po raz kolejny udowodnił światu, że
geniusz artystyczny nie wymaga formalnego wykształcenia reżyserskiego. Ósemka to film znakomity, wnoszący niesamowitą wartość dodaną do
światowej kinematografii i warty każdej minuty z prawie trzech godzin jego
trwania. W trakcie seansu nie patrzy się na zegarek, a fabuła wciąga jak piaski
pustyni. Jestem w szoku że nie znalazł on uznania w oczach Akademii Filmowej i
został całkowicie pominięty w najważniejszych kategoriach (najlepszy film,
reżyser, scenariusz oryginalny).
Jestem przekonana, że geniusz
Tarantino objawi się jeszcze nie raz, nie dwa, bo wcale nie powiedział on
jeszcze ostatniego słowa. Póki co jednak pędźcie do kin na Nienawistną Ósemkę.
Będziecie zachwyceni.
Quentin, you’re doing it damn right.
Właśnie przerwałem oglądanie filmu i szukam informacji na temat wyżej wymienionego listu. W 55 minucie filmu Tim Roth wypowiada kwestię w której stwierdza że słyszał że ktoś z właśnie przybyłych jest w posiadaniu listu od Abrahama Lincolna. Oglądam film bardzo uważnie i stwierdzam że nie było nigdzie dialogu z którego Tim Roth mógłby wysnuć wniosek o istnieniu takiego listu. Nic jest 23 i kładę się spać, a jutro cofnę film o 20 minut i prześledzę akcję jeszcze raz.
OdpowiedzUsuń