o mnie

poniedziałek, 11 lipca 2016

Wszyscy ludzie Waszyngtona, czyli o TURN: Washington's Spies [recenzja]



Wczesne dzieje Stanów Zjednoczonych – wybijanie się na niepodległość, wojna z Wielką Brytanią i budowanie państwowości, nie od dzisiaj pobudzają wyobraźnię twórców kultury. Mnogość rozgrywających się w tym czasie ludzkich radości i dramatów stanowi idealne pole do pokazania tematów uniwersalnych, czego doskonałym dowodem jest sukces broadwayowskiego musicalu Hamilton. Pod wpływem jego popularności, wśród fanów głośniej zrobiło się o emitowanym już od trzech lat przez telewizję AMC serialu TURN: Washington's Spies, którego akcja rozgrywa się dokładnie w trakcie amerykańskiej wojny o niepodległość. Jest to oparta na prawdziwych wydarzeniach historia działań szpiegowskich prowadzonych w warunkach konfliktu, szczególnie zaś siatki Culper Ring, której dokonania znacząco przyczyniły się do ostatecznego sukcesu patriotów w wojnie z Brytyjczykami. 



TURN to ten przykład serialu, który obiektywnie ocenić trudno. Póki co dostaliśmy trzy sezony, z których pierwszy stanowi tak naprawdę całościowe wprowadzenie do wydarzeń i losów bohaterów. Oto bowiem TURN sprzedawany jest jako autentyczna historia Abrahama Woodhulla – pochodzącego z niewielkiej miejscowości Setauket handlarza kapusty, który ni stąd ni zowąd stał się jednym z najbardziej znanych szpiegów we wczesnej historii USA. Działając pod pseudonimem Samuel Culper, był on czołowym ogniwem siatki szpiegowskiejoperującej na terenie całego stanu Nowy Jork. 
Dostajemy więc postać Abe’a – człowieka niedocenianego przez ojca, miotającego się między lojalnością w stosunku do żony i ciągłym uczuciem do Anny Strong - byłej narzeczonej, również członkini siatki Culpera. Prowadząc działalność szpiegowską, Abe zmuszony jest do lawirowania i ukrywania swoich zamiarów nie tylko przed stacjonującymi w Setauket Brytyjczykami, z rządnym krwi kapitanem Johnem Simcoe na czele, ale również przed własnym ojcem, lojalnym w stosunku do korony sędzią pokoju. Co istotne, serial nie ogranicza się jedynie do wątku Abrahama, pokazując historię siatki Cuplera w szerszym kontekście wojny o niepodległość USA. Historię Abe’a można lubić bądź nie, trzeba jednak podkreślić, że nie wybija się ona powyżej wątków innych bohaterów, zarówno gdy chodzi o czas antenowy, jak i (przede wszystkim), poziom. Zdecydowanie widać to porównując pierwszy, skupiony na Abrahamie sezon, z dwoma kolejnymi, znacznie ciekawszymi. Co więcej, w moim przekonaniu określanie serialu jako „historii Abe’a Woodhulla” jest nieco niefortunne - tak naprawdę mówimy o historii szpiegów w amerykańskiej wojnie o niepodległość. Umiarkowana w stosunku do innych wątków atrakcyjność historii samego Abrahama to pewien problem serialu, aczkolwiek w kontekście całości absolutnie nie dyskwalifikujący. Jak pisałam już powyżej, TURN to nie tylko losy  Culpera – z biegiem odcinków coraz szerzej pokazywane są nam inne postacie zaangażowane w szpiegowski proceder, przez co serial ten ma podstawową zaletę – rozkręca się będąc z godziny na godzinę coraz lepszym.


Poza Abrahamem, jego ojcem, żoną Marią i Anną Strong, mamy w TURN bardzo wyraźnie zarysowane dwie strony konfliktu – amerykańskich patriotów i brytyjskich lojalistów. Mówiąc o patriotach, na pierwszy plan wysuwa się bez wątpienia młody (ale jakże zdolny) oficer Benjamin Tallmadge, w praktyce odpowiedzialny za powstanie siatki Culpera. Nie jest przesadą określenie go drugim głównym bohaterem całego serialu. Jako szef wywiadu Armii Kontynentalnej, bezpośrednio współpracuje on z najwyższym dowództwem patriotów – w serialu nie brakuje więc dobrze znanych z historii postaci takich jak Jerzy Waszyngton (z naprawdę dużą rolą), Markiz de Lafayette czy Aleksander Hamilton. Dla obeznanych w historii USA ten serial to prawdziwe piękno i dobro, bo postaci autentyczne pojawiają się na każdym kroku i są naprawdę wiernie odgrywane. To samo tyczy się obozu Czerwonych Płaszczy, gdzie wybija się historia brytyjskiego odpowiednika Benjamina, majora Johna André, jak również próbujących udaremnić spisek Culpera wojskowych stacjonujących w Setauket, z majorem Edmundem Hewlettem na czele. Nieodłącznym elementem serialu jest też amerykańska socjeta Nowego Jorku i Filadelfii, której członkowie całkiem otwarcie lawirują pomiędzy opcją patriotyczną a lojalistyczną, w zależności kto akurat sprawuje kontrolę nad miastem.

GWASH i Lafayette, czyli gwiazdy rewolucji <3
 TURN w sposób stosunkowo wierny ukazuje nam autentyczne wydarzenia z historii USA, jednak sam ten fakt nie mógłby świadczyć o poziomie serialu. Tym, co sprawia, że chce się oglądać kolejne odcinki, i że rozpoczynając oglądanie trudno jest przestać, jest pokazanie postaci historycznych jako pełnokrwistych bohaterów, mających wyraźnie zarysowaną psychologię, świetny rozwój i dobrze poprowadzone motywacje. Skupiając się na ludziach, serial pozwala zrozumieć specyfikę wojny w mikroskali, biorąc pod uwagę najróżniejsze punkty widzenia. Zaczynając od niższego szczebla, dostajemy wspomnianą już perspektywę Abrahama – człowieka, który teoretycznie wcale nie musiałby angażować się w wojnę, ale mimo wszystko stawia na wierność Ameryce. Mamy historię Anny Strong – na pewnym etapie zmuszonej do wyboru między miłością i lojalnością do ojczyzny. W trzecim sezonie widzimy jednak również zupełnie inny punkt widzenia – kobietę, która nienawidzi patriotów, gdyż za ich sprawą straciła męża. Wspaniale pokazane są w serialu również dylematy moralne Waszyngtona – dowódcy Armii Kontynentalnej, najważniejszego człowieka rewolucji – twórcy postanowili poświęcić jego rozterkom cały odcinek. Tragiczna historia Johna André pokazuje nam natomiast, że wojna to nie tylko poświęcenia dla króla i korony. 


Co istotne, produkcja nie stara się wybielać historii, nie wartościuje ze względu na niebieskie bądź czerwone barwy munduru. W TURN bardzo pięknie pokazane jest, że bycie dobrym, honorowym człowiekiem z zasadami wcale nie zależy od tego, za kogo się walczy. Jednostki złe, zdegenerowane, oportuniści i ludzie skorzy do bezsensownej przemocy pojawiają się zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie konfliktu. Faktem jest, że oglądając produkcje o rewolucji amerykańskiej podświadomie kibicujemy patriotom - nie oznacza to jednak, że od razu musimy zionąć nienawiścią do króla i wszystkich Brytyjczyków. Sympatia do pięknych i dobrych brytyjskich oficerów (szczególnie jednego) jest w trakcie oglądania TURN wręcz wskazana. Podobnie jak smuteł na twarzy w momencie gdy dzieją im się przykre rzeczy. 


Trzeba podkreślić, że za dobrze napisanymi i ciekawymi postaciami idzie w TURN dobre aktorstwo. Prawdopodobnie najbardziej znanym aktorem występującym w serialu jest Jamie Bell, którego większość z nas zna z jeszcze dziecięcej roli w Billym Elliocie. Jak pewnie idzie się domyślić z tego wpisu, nie jestem specjalną fanką odgrywanego przez niego Abe’a Woodhulla, niemniej faktem jest, że dobrze sprawdza się on w tej roli. Mówiąc o innych głównych bohaterach, absolutnie pewne jest, że gdyby nie Seth Numrich (wcześniej znany w sumie z niczego ciekawego), Benny Tallmadge nie byłby w tym serialu takim cudownym cinnamon rollem. To jest ten sam typ piękna i dobra co Poe Dameron. Jestem pewna, że gdyby nie przy okazji Poe, koncepcja piękna i dobra zrodziłaby się właśnie przy okazji Bena. :’) Nie można nie odnotować, że w serialu tym gra też JJ Feild, w środowisku fandomowym znany jako klon Toma Hiddlestona. Ja osobiście postrzegam go jako idealne połączenie Toma i Lee Pace, ale nie zmienia to faktu, że to jak wspaniale gra on Johna André przechodzi ludzkie pojęcie. To jest wszystko zbyt dobre. :') 
Powtórzę jeszcze, doskonale wycastowane są w TURN gwiazdy amerykańskiej rewolucji. Ian Kahn jest chyba najlepszym Waszyngtonem jakiego widziałam do tej pory w ogóle gdziekolwiek, dokładnie tak wyobrażam sobie jego postać. Brian Wiles ma niewielką rolę jako Lafayette, ale absolutnie kradnie każdą scenę w jakiej się pojawia. Duży kudos. Osobna pochwała należy się Samuelowi Roukinowi, który tak doskonale gra obrzydliwego, oślizgłego i w sumie psychopatycznego kapitana Simcoe, że nie da się tego nie docenić. TURN to również dobre aktorstwo w ciekawych i bardzo różnorodnych rolach kobiecych – Heather Lind jako Anna Strong, Meegan Warner jako Mary Woodhull, Idara Victor jako służąca Abigail, czy też Ksenia Solo, grająca moją ulubioną postać kobiecą w TURN – Peggy Shippen. Generalnie nie uświadczymy w tym serialu jakichś wielkich nazwisk, ale wielu z występujących w nim aktorów wybiło się dzięki swoim w nim rolom, otrzymując obecnie kolejne, ciekawe propozycje. Można się tym faktem jedynie cieszyć. 


Faktem jest, że gdyby nie Hamilton, zarówno ja jak i szereg innych znanych mi osób w ogóle by po TURN nie sięgnęło. Produkcja ta przeleżała na mojej waiting liście ponad rok, bo zawsze było coś innego do oglądania. Teraz mogę powiedzieć z czystym sumieniem: żałuję, że aż tyle. Ostatnio taką przyjemność z nadrabiania serialu miałam przy Black Sails. Serdecznie polecam TURN nie tylko miłośnikom produkcji historycznych i fanom rewolucji amerykańskiej (i Hamiltona), ale każdemu szukającemu dobrego serialu dramatycznego, z dobrze poprowadzonymi wątkami i postaciami na których nam zależy, których decyzje wzbudzają w nas emocje i z których przykrościami i porażkami nie godzimy się, mimo że przed samym oglądaniem bez problemu możemy sprawdzić ich biografię. Trzeci sezon serialu skończył się niedawno, jest to więc dosko nały moment na nadrobienie serii. Póki co nie wiadomo co z czwartym, ale biorąc pod uwagę dobre recenzje trzeciej serii, a także popularność tematyki amerykańsko-rewolucyjnej, kasacja w tym momencie byłaby głupotą. Fabuła zatrzymała się na październiku 1780, jest więc jeszcze masa materiału do pokazania. Czekam na bitwę pod Yorktown. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz