o mnie

czwartek, 5 maja 2016

Sense8, czyli wolność, równość i braterstwo [recenzja]



Mam świadomość, że stworzyłam trochę wpis-dinozaura, bo premiera pierwszego sezonu Sense8 miała miejsce prawie rok temu. Produkcja rodzeństwa (teraz już sióstr) Wachowskich zjednała sobie Internet w błyskawicznym tempie, podbijając tumblra i serca nałogowo wciągających Netflixa widzów. Już w wakacje byłam świadkiem wirtualnego szaleństwa towarzyszącego Sense8, ale przez pierwsze kilka miesięcy nie mogłam się zabrać za oglądanie. Całość sezonu skończyłam kilkanaście dni temu, jest to więc dla mnie produkcja stosunkowo świeża. Wydaje mi się że jednak, że mimo obsuwy czasowej warto o Sense8 napisać, bo to jeden z najoryginalniejszych seriali jaki widział świat w ostatnich latach. Zrobił on na mnie bardzo duże wrażenie, mimo iż, jak to z produkcjami Wachowskich bywa, opinie są bardzo podzielone. 

Spoilerów co do treści nie ma, z resztą sama specyfika serialu jest taka, że trudno cokolwiek spolerować.


Transseksualna haktywistka z San Francisco. Meksykański aktor ukrywający swoją orientację seksualną. Islandzka DJka mieszkająca w Londynie. Pochodzący z Berlina specjalista od łamania szyfrów. Hinduska farmaceutka wychodząca za mąż bez miłości. Policjant z Chicago. Biegła w sztukach walki koreańska businesswoman. Zafascynowany Jean-Claude van Dammem kierowca wana z Nairobi. Co łączy tych obcych, mieszkających we wszystkich stronach świata ludzi? Bohaterowie Sense8 to grupa „świadomych” - metafizycznie i genetycznie połączonych ze sobą ludzi, zdolnych do wspólnego przeżywania. W praktyce oznacza to, że członkowie gromady widzą się wzajemnie, czasami zamieniają się rolami, dzielą emocjami, umiejętnościami i służą sobie pomocą w chwilach słabości. A tych w Sense8 nie brakuje. Każdy z naszych bohaterów zmaga się bowiem z przeciwnościami losu, zmuszony jest do poświęceń, konieczności uporania się z własną przeszłością, czy też codziennej walki o przetrwanie. Trzeba podkreślić, że gdyby nie pomoc ze strony współczłonków gromady, większość z naszych bohaterów nie dożyłaby końca pierwszego sezonu. 

Nomi, Capeus, Kala, Wolfie
Mam świadomość, że krótki opis tego, o co w Sense8 chodzi brzmi nieco dziwnie i abstrakcyjnie. Ośmiu głównych bohaterów, w dodatku połączonych ze sobą jakąś dziwną, niedefiniowalną więzią? To może w ogóle być ciekawe? Ano może. I to jak! Kluczem do sukcesu Sense8 jest bardzo dobry, sprawnie napisany scenariusz i różnorodne postaci, z których każda da się lubić. Wszyscy bohaterowie Sense8 prezentują sobą coś ciekawego, są oni od siebie inni nie tylko ze względu na wygląd czy życiowe doświadczenia, ale też umiejętności, które jak szybko się okazuje, dopełniają się. Muszę przyznać, że oglądając serial najbardziej przypadły mi do gustu historie islandzkiej DJki Riley (nie tylko dlatego, że gra ją Tuppence Middleton, ale też ze względu na fakt, że najbardziej się z nią utożsamiam), łamacza szyfrów Wolfganga (ok, Wolfie to mój absolutny numer 1 z całego serialu) oraz farmaceutki Kali. Nie oznacza to oczywiście, że pozostałe wątki mnie nie ciekawią. Po prostu, jak każdy, mam swoich ulubieńców, a możliwość ich wyboru jest naprawdę fajną rzeczą. Ciekawie się później pod tym kątem o Sense8 dyskutuje. 

Riley i Will
Sense8 przedstawiany jest często jako serial science fiction, jednak w moim przekonaniu, nieco przewrotnie, jego siła wcale nie leży jedynie w wątku paranormalnym. Owszem, owo cudowne połączenie między bohaterami w sposób fenomenalny spaja fabułę i dodaje jej dynamiki, ale to nie ze względu na nie jestem skłonna traktować Sense8 jako serial przełomowy. Po pierwsze, najciekawszymi momentami produkcji nie są  chwile w których bohaterowie zmuszeni są do obrony przed złowieszczą korporacją chcąca wykraść ich genotyp, ale te, w których stawiają oni czoła przyziemnym z ich punktu widzenia sprawom. Rodzina Nomi nie akceptuje faktu zmiany przez nią płci. Lito zmuszony jest ukrywać swój homoseksualizm w imię zachowania wizerunku meksykańskiego macho. Riley nie jest w stanie poradzić sobie z traumą przeszłości, popada w złe towarzystwo. Sun zmuszona jest do poświęcenia siebie, aby ochronić rodzinny biznes. Capeus zrobi wszystko aby zdobyć leki dla chorej na HIV matki. Patologiczne dzieciństwo Wolfganga ciąży na jego obecnym życiu. Kala zmuszona jest do funkcjonowania w konserwatywnym, dyskryminującym kobiety społeczeństwie. Z tego typu problemami utożsamić się mogą miliony ludzi na całym świecie, bo Sense8 to w pierwszej kolejności serial o człowieku. Produkcja ta jest apoteozą różnorodności, zarówno na płaszczyźnie fizycznej, kulturowej, doświadczeń co i przekonań. Owa fascynacja człowiekiem stanowi typowy element twórczości sióstr Wachowskich, a Sense8 nie bez przyczyny porównywane jest do ich wcześniejszej produkcji, Atlasu Chmur. Wyprodukowany przez Netflixa serial w sposób wyraźny promuje postawy takie jak tolerancja, otwartość na świat, wrażliwość, dobroć. To właśnie owa dosadność stała się jedną z osi krytyki produkcji. Trzeba jednak pamiętać, że żyjemy w świecie, w którym szansę na zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych ma polityk postulujący budowę muru między USA a Meksykiem, w Europie coraz większym poparciem cieszą się partie skrajnie nacjonalistyczne, ksenofobiczne i rasistowskie, a dyskryminacja kobiet i środowisk LGBT stanowi w wielu miejscach globu chleb powszedni. W tych okolicznościach trudno mieć żal do twórców, że zdecydowali się sięgnąć do zdecydowanych, może i uproszczonych środków artystycznego wyrazu. Co więcej, tego typu decyzje zasługują w moim przekonaniu na pochwałę. 

Kala i Wolfie
Stworzony przez siostry Wachowskie serial to tak naprawdę jedna spójna, kilkunastogodzinna historia, a podział na odcinki traktować w niej należy jako czysto umowny. Dlatego też nie należy zrażać się faktem, że pierwsze odcinki cechuje trochę wolniejsze tempo. Mając tak szeroki zasób różnorodnych postaci, potrzeba czasu aby dobrze zarysować ich wątki. W kontekście całości produkcji problemu nie stanowi również nierównomierne rozłożenie czasu antenowego poświęconego postaciom w danym odcinku – jeśli popatrzymy na sezon jako na spójną konstrukcję, szybko zauważymy, że każdy z bohaterów potraktowany został przez twórców sprawiedliwie.

Biorąc pod uwagę, że Sense8 bliżej jest momentami do podzielonego na części długiego filmu niż do serialu, dobrze się stało, że wizja Wachowskich znalazła swoją realizację właśnie w Netflixie. Nie jestem fanką kompulsywnego oglądania seriali i robię to rzadko (wolę oglądać kilka tytułów na raz w cyklu odcinkowym), ale przy produkcjach typu Sense8 aż prosi się, aby klikać odcinek za odcinkiem. Dodatkowo, platforma ta dysponuje takimi środkami finansowymi, że konieczność kręcenia w tak wielu odległych lokalizacjach nie stanowiła problemu. Swoją drogą, w trakcie oglądania co jakiś czas nachodziła mnie myśl, że naprawdę fajnie jest być aktorem grającym w tym serialu. Główne role obsadzono umiarkowanie znanymi nazwiskami (część z aktorów nie wyszła do tej pory poza produkcje z krajowego podwórka), a dzięki pracy przy jednym tylko serialu mogli oni zwiedzić pół świata. Najlepiej.

Podsumowując, Sense8 jest serialem społecznie zaangażowanym, bo tylko taki może być produkt traktujący o tym, jacy są ludzie w XXI wieku. Siostry Wachowskie nie boją się zadawać w nim pytań, udzielając jednocześnie jednoznacznych odpowiedzi. Sporo w tym wszystkim jest uproszczeń, ale również i to stanowi w pewnym stopniu znak naszych czasów. Osobiście jestem w Sense8 zakochana i uważam serial za jedną z najciekawszych prób zastosowania narzędzi fantastyki naukowej do opowiadania o realnych problemach (innym przykładem dobrego ich wykorzystania jest chociażby Ruby Sparks, o którym to filmie pisałam już kiedyś tu). Nie jest to zapewne produkcja dla wszystkich, ale bez wątpienia warto ją obejrzeć. Gwarantuję, że trudno przejść wobec przesłania Sense8 w sposób obojętny. 


P.S. Następny wpis będzie już o Kapitanie Ameryce. :')

2 komentarze:

  1. Opis przypomina bardziej "In your eyes" (również ze świetną Zoe Kazan). Pamiętam, że w zeszłym roku zaczęłam oglądać Sense8 ale zniechęciło mnie wolne tempo, ale czuję że coś mnie ominęło i zabieram się do niego zaraz po skończeniu Show me a hero :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam kontynuować, rozkręca się z odcinka na odcinek. Ale Show me a Hero kończ też, bo cudowne <3
    Nie widziałam "In your eyes", ale faktycznie brzmi podobnie. Muszę obejrzeć. :)

    OdpowiedzUsuń