o mnie

czwartek, 25 lutego 2016

Po co nam Bond gdy mamy Jonathana, czyli zachwyty po premierze The Night Manager [recenzja]



Well. Planowałam, że odłożę ten wpis na przyszły tydzień, że obejrzę więcej niż jeden odcinek serialu zanim go ocenię. Zapowiedziałam się nawet z tym na facebooku. No cóż. Nie mogłam wytrzymać. The Night Manager, najnowszy miniserial BBC oparty na powieści Johna le Carré, tak bardzo zrobił mi ostatnie dni, że postanowiłam podzielić się swoimi refleksjami na temat jedynie premierowego odcinka. Biorąc pod uwagę że mottem bloga są hasztagi #piękno i #dobro, a moim celem jest pisanie nie o tym, o czym powinnam, ale o tym, co lubię i co mi się podoba, nie stanowi to wszystko chyba jakiegoś specjalnego nadużycia. Kto bogatemu zabroni? No nikt. 


The Night Manager to jedno z najlepszych otwarć serialowych sezonu zimowo-wiosennego i kolejny dowód na to, że BBC naprawdę umie w telewizję, gromadzi świetnych aktorów i potrafi zafascynować widza raptem 60-minutowym epizodem. Co więcej, ów jeden odcinek wystarczył, aby lwia część z sześciu milionów, które zasiadły w Wielkiej Brytanii przed telewizorami w poniedziałkowy wieczór, odnalazła idealnego odtwórcę roli Jamesa Bonda. Cała reszta doszła natomiast do wniosku, że Bond już wcale nie jest nam potrzebny. Mamy przecież Jonathana Pine'a.

Wpis nie zawiera spoilerów, na poziomie fabuły ograniczam się do tego co wiedzieliśmy z opisów stacji i trailerów. 

Głównym bohaterem serialu jest Jonathan Pine (w tej roli Tom Hiddleston), były żołnierz pracujący jako menedżer na nocnej zmianie w jednym z hoteli w Kairze. Pewnego dnia, w wyniku nieprzewidzianego splotu okoliczności trafia on w posiadanie tajnych dokumentów dotyczących sprzedaży wielkich ilości nielegalnej broni. Nie myśląc zbyt długo, przekazuje on wszystkie posiadane informacje brytyjskiemu wywiadowi. Szybko okazuje się jednak że decyzja Jonathana, na pozór słuszna, pociąga za sobą daleko idące konsekwencje. W niebezpieczeństwie znajduje się nie tylko on, ale również kobieta od której otrzymał poufne materiały. Bohater zostaje wciągnięty w niebezpieczną grę, nie do końca z własnej woli stając się agentem brytyjskiego wywiadu, którego zadaniem jest infiltracja siatki przestępczej handlarza broni Richarda Ropera.

Jonathan Pine - człowiek o wielu twarzach i profesjach

Na początku trzeba podkreślić, że bardzo dobrym zabiegiem zastosowanym w serialu w stosunku do oryginału książkowego jest przeniesienie zimnowojennych realiów do czasów współczesnych. Tłem dla historii pokazanej w pierwszym odcinku The Night Manager jest bowiem Arabska Wiosna. Jonathan znajduje się więc w samym centrum wydarzeń, na własne oczy obserwuje ludzi cieszących się z rezygnacji prezydenta Mubaraka. Konwencja taka sprawdza się nie tylko na poziomie artystyczno-rozrywkowym, ale i edukacyjnym. Nie jestem w stanie powiedzieć, jak wielu ludzi zdaje sobie sprawę z wpływu wydarzeń z 2011 roku na obecną sytuację w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie. Państwo Islamskie, wojna w Syrii, kryzys humanitarny - to, co dzisiaj dzieje się w regionie nie wzięło się znikąd, aby zrozumieć owe zjawiska konieczne jest wzięcie pod uwagę (między innymi) Arabskiej Wiosny i jej skutków. Co prawda serial nie wgłębia się aż tak w szczegóły i nie pokazuje dokładnego tła społeczno-politycznego, ale na pewno może zachęcić do przyglądnięcia się tej tematyce na własną rękę. Skoro Wojna i Pokój BBC doprowadziła do zwiększenia czytelnictwa dzieła Tołstoja do poziomu nieznanego do tej pory na Wyspach (link do informacji tutaj), chcę wierzyć że również i The Night Manager może pozytywnie wpłynąć na wiedzę przeciętnego widza na temat tego, co dzieje się obecnie w świecie.  

Tłem dla wydarzeń z pierwszego odcinka jest Arabska Wiosna.

The Night Manager to serial bardzo dynamiczny, w pierwszym odcinku w sposób wyraźny i ciekawy zarysowany został główny wątek. Oglądając go wręcz automatycznie włączają się nam skojarzenia z klasykami brytyjskiego kina szpiegowskiego, szczególnie zaś z przygodami Jamesa Bonda. Nawiązania do filmów o agencie 007 widać na każdym kroku, naprawdę nie trzeba być koneserem ani wielkim fanem aby to zauważyć. Już sama czołówka serialu ma bardzo bondowski charakter, podobnie jak okraszająca całość muzyka. Sposób prowadzenia narracji, płynne przeskakiwanie między lokalizacjami, plenery od Afryki po Londyn i Szwajcarię również nie pozostają odporne na skojarzenia. Oglądając fragmenty kręcone w Alpach naprawdę pierwsze co przyszło mi na myśl to najnowszy film Spectre. Z resztą, również sceny w Egipcie utrzymane są w klimacie „nowych Bondów”. Trailer drugiego odcinka wyraźnie sugeruje, że będzie tego więcej. Naprawdę widać że tych 30 milionów dolarów budżetu nie poszło w tym serialu w błoto. Bardzo craigowsko-bondowskie są też relacje głównego bohatera z kobietami (póki co jedną kobietą). Każdy kto widział Casino Royale i Spectre, oglądając The Night Manager dostrzeże u Jonathana typowy "syndrom Vesper Lynd".  
Trzeba jednak podkreślić, że mimo tych wyraźnych nawiązań serial nie traci na oryginalności, za co w dużym stopniu odpowiedzialna jest również ciekawa, utrzymana nieco w stylu noir warstwa wizualna. 

Jonathan i jego nemezis - Richard Roper

Pierwszy odcinek The Night Manager to nie tylko zarysowanie osi fabularnej, ale również wprowadzenie bardzo ciekawych, fenomenalnych wręcz postaci. Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście sam Jonathan Pine, ogrywany przez nikogo innego jak Toma Hiddlestona – brytyjskiego boga (dosłownie, przecież to Loki…) kina, doskonałego aktora, będącego jednocześnie jednym z najpiękniejszych ludzi świata. Szczęściem wszystkich nas mających Internet jest nie tylko możliwość oglądania Toma w tym serialu, ale też fakt, że widzimy go w tak dobrze napisanej i zagranej roli. Jonathan Pine to bowiem człowiek niejednoznaczny, już w pierwszym odcinku pokazujący co najmniej kilka odmiennych twarzy. Każda z nich w sposób perfekcyjny, z odpowiednią dawką emocji, odegrana została przez Hiddlestona. Nie wiem jak będzie dalej, ale na tę chwilę jestem w stanie ryzykować stwierdzenie, że to może być jego najlepsza rola w dotychczasowej karierze. Muszę w tym kontekście również zwrócić uwagę na coś na co zapewne zwróciły uwagę wszystkie fanki – sposób podejścia do filmowania aktora. Nie oszukujmy się. The Night Manager to jedna wielka laudacja ku temu jak idealnym wizualnie człowiekiem jest Tom Hiddleston. Ilość zbliżeń na twarz i  ciało jest tak duża i zrobiona w tak szczegółowy sposób, że naprawdę, trudno się nie zachwycić. Taki też był tego wszystkiego zamiar. Twórcy ewidentnie chcą bowiem pokazać, że Jonathan Pine jest nie tylko człowiekiem dobrym, ale również i pięknym. 

Kto by się nie oglądnął ;)

Bardzo ciekawie zapowiadającą się postacią jest również odgrywany przez Hugh Lauriego nemezis Pine’a – Richard Roper, określany jako „najbardziej niebezpieczny człowiek świata” (też widzicie tutaj odniesienia do Ernsta Stavro Blofelda z filmów o Bondzie?). Wspólne sceny Lauriego i Hiddlestona, mimo iż w pierwszym odcinku ilościowo symboliczne, obiecują perełki w kolejnych epizodach. Dość mocno jaram się też Elizabeth Debicki, odgrywającą w serialu rolę kochanki Ropera, Jed Marshall. Jestem dużą fanką talentu owej aktorki i naprawdę miło mi się patrzy na nią na ekranie. Widoczna już w pierwszym odcinku chemia między Jed i Jonathanem zapowiada naprawdę wiele emocji w kolejnych epizodach. Póki co nie widzieliśmy jeszcze zbyt wiele Olivii Coleman, ale jej bohaterka, Angela Burr, będzie jedną z kluczowych postaci całej fabuły. W wybitne umiejętności aktorskie Coleman wątpić nie trzeba, pozostaje więc jedynie czekać na dalsze dobro. 

The Night Manager to nie tylko doskonały serial, ale również i serial z wybitną obsadą

Pilotowy odcinek The Night Manager ma w sobie wszystko czego wymagać należy od dobrego serialu dramatycznego z nutką szpiegowską, opartego o literaturę mającą ogromny potencjał ekranizacyjny. Na tę chwilę trudno jest mi znaleźć słabe strony produkcji i bardzo szczerze liczę, że tendencja taka utrzyma się. Nie pozostaje więc nic innego jak z niecierpliwością wyczekiwać kolejnych odcinków, oraz, co prędzej czy później nastąpi, sięgnąć po książkę. 

BBC, you’re doing it great. Again.



P.S. W najbliższych tygodniach spodziewajcie się wielu wpisów o brytyjskich serialach. Dużo dobra nadchodzi. <3


4 komentarze:

  1. Też się zachwycam:)
    Jestem strasznie ciekawa, jak wyjdzie adaptacja tej książki, na razie przeniesienie w czasie (powieść dzieje się tuż PO zimnej wojnie, podczas Wojny w Zatoce Perskiej, którą hotelowi goście i bohaterowie oglądają w telewizji) zrobione jest świetnie. Pełen szacun dla adaptatorów:) Postacie są świetnie dobrane, strasznie podoba mi się zrobienie z Burra kobiety:) Każda wymówka, żeby do czegoś wsadzić Olivię Colemann jest dobra...
    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pod wpływem wypowiedzi między innymi Twoich już totalnie doszłam do wniosku, że pierwsze co powinnam zrobić to sięgnąć po książkę. BBC adaptuje wiernie, ale różnice między prozą a serialem faktycznie mogą być cudowną płaszczyzną do dyskusji. ^^

      Usuń
  2. Tom Tom Tom... Kamera kocha go jak my wszystkie :) A ja sie ciesze ze moge napawac swoje oczy jego widokiem. Ciekawi mnie, na ile Tom chcial zagrac ta postac bo poprostu chcial, a na ile zrobil to dla nas, bo przeciez wiedzial ze bedzie to w duzym stopniu uklon w strone jego urody :) Dobra recenzja, milo sie ja czytalo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Nie od dziś wiadomo, Tom jest wspaniały, wspaniale prezentuje się na ekranie i kamera go kocha (jak my wszystkie, słusznie ^^). Wydaje mi się, że z tego faktu zdawali sobie sprawę również twórcy serialu - skoro mają w obsadzie gwiazdę, grzechem byłoby nie skorzystać z wszystkich jej atutów, nie tylko aktorskich ale i wizualnych. :)

      Usuń