![]() |
Dzisiejszy wpis postanowiłam poświęcić trzem brytyjskim mini-serialom
dramatycznym, których wspólnym mianownikiem jest próba ukazania prawdziwych losów
grupy ludzi, których działania odcisnęły piętno na nowożytnej historii Zjednoczonego
Królestwa. Mimo że seriale historyczne tworzy się masowo praktycznie we wszystkich krajach świata, nie
bez przyczyny wybrałam tutaj akurat produkcje z Wysp. Brytyjska telewizja
publiczna, również ze względu na swoją misję edukacyjną, do perfekcji opanowała
tworzenie fabuł traktujących o tematach politycznie i kulturowo ważnych,
których oglądanie dostarcza nie tylko rozrywki, ale również poszerza horyzonty.
Muszę przyznać, że sporo wiedzy którą obecnie posiadam na temat brytyjskiej kultury
(szczególnie sztuki) wzięło się z tego, że kiedyś gdzieś obejrzałam jakiś film
albo serial, co dało mi podstawowe informacje i skłoniło do dalszego zgłębiania
tematu na własną rękę. Opisywane przeze mnie mini-seriale stanowią doskonały
przykład takiego właśnie zjawiska. Polecam je serdecznie zarówno ze względu na
ciekawe i pouczające fabuły, co i doskonałe aktorstwo. BBC umie w takie rzeczy,
wiadomo.
Spoilerów oczywiście nie ma.
Cambridge Spies to czteroodcinkowa historia przedstawiająca losy
członków tzw. Siatki Szpiegowskiej z Cambridge – agentów wywiadu radzieckiego
zwerbowanych w czasie studiów na Uniwersytecie w Cambridge. Pracowali oni dla
ZSRR już od lat 30. i nie bez przyczyny określani są jako najgroźniejsza grupa
szpiegowska działająca w zimnowojennej Wielkiej Brytanii. Okoliczności w jakich
młodzi, ambitni studenci czołowej brytyjskiej uczelni uwikłani zostali w spisek
na światową skalę, od lat pobudzają masową wyobraźnię. Nie może więc dziwić, że
BBC zdecydowała się na serial traktujący o tych wydarzeniach już w roku 2003, a
więc sporo przed tym gdy oglądanie telewizji jakościowej stało się typową masową rozrywką. W
tym kontekście widać też elementy wspominanej misji edukacyjnej BBC – robimy produkcję
o ważnym, ale i kontrowersyjnym temacie, przedstawiamy go w sposób sensowy,
obiektywny i wolny od wartościowania. Zatrudniamy do tego najlepszych aktorów,
żeby całość prezentowała się paradnie. Mimo że część wątków została nieco
podkoloryzowana na potrzeby fabuły, cała historia mocno trzyma się kupy i
pokazuje karierę szpiegów z Cambridge w sposób bliski prawdy.
W pierwszym odcinku poznajemy czterech młodych studentów, których losy
nierozerwalnie splotą się na kartach historii: Kima Philby’ego, Donalda
Macleana, Guya Burgessa i Antohny’ego
Blunta. Poza uczelnią na której studiowali i poznali się, dzieliło ich
praktycznie wszystko: charaktery, zainteresowania, umiejętności, nawet preferencje
seksualne. Wielkim plusem serialu jest wiarygodne pokazanie owych różnic, jak
również rozterek targających bohaterami. Twórcy Szpiegów z Cambridge sugerują
nam, że współpraca ze Związkiem Radzieckim, bezpośrednio przekładana
na godny potępienia czyn jakim jest zdrada własnego państwa, wcale nie stanowiła
domeny ludzi złych czy zdegenerowanych. Nasi bohaterowie to jednostki z silnym
i mocno zdefiniowanym systemem przekonań, wierzące w skuteczność radykalnych, niekiedy
czarno-białych rozwiązań. Nie ulega wątpliwości, iż każdy z czwórki studentów był
na swój sposób idealistą, a komunizm stanowił dla nich jedyną sensowną
odpowiedź na szerzący się w Europie faszyzm. Tego typu podejście nie było w
latach 30. poglądem specjalnie perwersyjnym, a gdy wrzucić to wszystko w
polityczny kontekst Wielkiej Brytanii, lawirującej między cichym przyzwoleniem
a ignorancją coraz śmielszych poczynań Hitlera i Franco, wiele rzeczy staje się
nieco bardziej zrozumiałe. Kolejne odcinki serialu w sposób bardzo ciekawy
pokazują nam, jak idealistyczny sen o zmianie świata na lepsze coraz bardziej
rozbija się na kawałki, a nasi bohaterowie podejmować muszą działania z których
sami nie są ani dumni, ani zadowoleni. Wszystko to prowadzi do połowicznie
(albo i nawet mniej) szczęśliwych rozwiązań.
Pojawiający się w serialu w głównych rolach aktorzy – Tom Hollander
jako Burgess, Toby Stephens jako Philby, Samuel West jako Blunt i Rupert
Penry-Jones jako Maclean, byli w momencie kręcenia serialu wschodzącymi
gwiazdami brytyjskiej telewizji. Obecnie są to już znani aktorzy z dużym
doświadczeniem i ciekawymi karierami, regularnie przewijający się na brytyjskim
wielkim i małym ekranie. Każdy z nich stworzył w Szpiegach z Cambridge dobrą
kreację aktorską, jednak na pierwszy plan bez wątpienia wysuwają się Toby
Stephens i Tom Hollander. Nie tylko dlatego, że losy Kima Philby’ego i Guya
Burgessa były chyba najbardziej dramatyczne z całej grupy szpiegów, ale też
dlatego, że są to po prostu fenomenalni aktorzy, którzy nie raz nie dwa
pokazali co potrafią. Przy okazji, co warto zauważyć, mimo że serial kręcony był
już ponad dziesięć lat temu, BBC już wtedy pokazywała że rozumie na czym polega
fanserwis. Jest go w tym serialu dużo, szczególnie na początku, jednak nie
wpływa to negatywnie na odbiór fabuły. Powiedziałabym, że wręcz przeciwnie.
Bractwo prerafaelitów to jedna z najciekawszych nowożytnych grup
artystycznych nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale i w całej Europie. Ich sztuka
stanowi jedną z malarskich wizytówek Zjednoczonego Królestwa, a powstanie
serialu traktującego o członkach grupy było jedynie kwestią czasu. Stowarzyszenie prerafaelitów powstało w 1848 roku w Londynie, a jego założycielami byli
studenci kierunków artystycznych (głównie malarstwa) The Royal Academy of Art:
Dante Gabriel Rosetti i jego brat William, John Everett Millais, William Hunt,
a także rzeźbiarz Thomas Woolner i pisarz Frederic George Stephens. Na wstępie
zaznaczyć należy, że sześcioodcinkowy serial BBC z 2009 roku nie pokazuje
historii bractwa w sposób stuprocentowo wierny, a sporo kwestii uproszczonych
zostało na potrzeby fabuły. Tak więc produkcja ta skupia się zasadniczo na
trzech wymienionych artystach, a więc Dantem Gabrielu Rosettim (w tej roli
znany i lubiany Aidan Turner), Johnie Millaisie i Williamie Huncie. Pozostali
członkowie stowarzyszenia złączeni zostali na potrzeby serialu w jednego
fikcyjnego bohatera, Freda Waltersa - publicysty i aspirującego artysty, będącego
przy okazji narratorem historii. Dodatkowo, duże znaczenie dla przebiegu
wydarzeń w serialu, podobnie jak w rzeczywistości, ma postać Johna Ruskina,
krytyka sztuki, który rozpropagował twórczość prerafaelitów. W tej roli widzimy
Toma Hollandera, równie doskonałego co i w Szpiegach z Cambridge.
Mówiąc jeszcze o samych prerafaelitach, warto przypomnieć na czym
polegała ich wyjątkowość. W swojej twórczości odrzucali oni wiktoriańskie założenia
artystyczne, odcinając się również od impresjonizmu. Tworzyli obrazy wzorowane
na malarstwie włoskim z XIV i XV wieku, a więc z okresu przed Rafaelem (stąd
nazwa bractwa). Tematy dla swoich półcień czerpali oni z Biblii, legend
arturiańskich, mitów, dzieł Szekspira. Co więcej, członkowie bractwa, zainspirowani
dziełami Dantego czy Petrarki, lubowali się również w poezji. Stosowali oni
renesansowe motywy zdobnicze, co widoczne jest chociażby w pięknie zdobionych ramach
ich obrazów.
Desperate Romantics to typowy serial poglądowy traktujący o życiu i
twórczości członków stowarzyszenia. Niemało miejsca w fabule produkcji
poświęcono kulisom powstawania najważniejszych obrazów prerafaelitów, którzy,
zdaniem wielu, malowali najpiękniejsze portrety kobiet w historii malarstwa. Malując
heroiny, boginie i księżniczki bazowali oni na wyglądzie pozujących im modelek,
z którymi często wchodzili w wychodzące jedynie poza sferę sztuki relacje.
Produkcja BBC nie abstrahuje od tego aspektu historii prerafaelitów, jednak, co
zanotować należy jako plus, nie traktuje kobiet jedynie jako obiekty
artystycznego (i nie tylko) zaspokojenia członków bractwa. Szczególnie wyróżnia
się na tym tle Lizzie Siddal, muza i późniejsza żona Rosettiego, która nie
ukrywała swoich twórczych aspiracji.
Serial rozkręca się z odcinka na odcinek, co jest typowe dla tego typu
produkcji. Nie ulega wątpliwości, iż strona wizualna serialu raczej pomaga niż
szkodzi w oglądaniu, i nie mówię tutaj jedynie o pięknych obrazach. No cóż, w
obsadzie w roli Rosettiego jest Aidan Turner, więc ilość fanserwisu i ujęć bez
koszuli musi się zgadzać w każdym odcinku. Nie zmienia to jednak faktu, że
aktorsko też całkiem nieźle daje on radę, podobnie jak Rafe Spall jako Hunt,
Samuel Barnett jako Millais i Sam Crane jako Walters. Biorąc pod uwagę iż
mówimy o serialu o malarzach malujących kobiety, kluczową dla powodzenia całej
operacji sprawą była obsada ról żeńskich. Nie zdecydowano się na specjalnie
znane aktorki, co wyszło produkcji na dobre. Mimo że nie wyglądają one
identycznie jak na obrazach (no ale nie oszukujmy się, Turner też nie wygląda
jak Rosetti), ich uroda pasuje do konwencji i wpisuje się w kanon piękna
cenionego przez prerafaelitów. Generalnie rzecz biorąc serial ten stanowi miłą
dla oka i porządnie wykonaną produkcję, w sposób przystępny (chociaż jak to
zwykle bywa uproszczony) ukazującą losy tego fascynującego, wybijającego się
ponad trendy stowarzyszenia artystycznego.
Pozostając w temacie sztuki, całkiem niedawno, bo rok temu, BBC
zdecydowała się na stworzenie trzyodcinkowego mini-serialu na temat Bloomsbury
Group – jednej z najważniejszych brytyjskich grup artystyczno-intelektualnych, działającej od początku XX wieku do drugiej wojny światowej. W skład grupy,
której nazwa pochodzi od miejsca ich spotkań w londyńskiej dzielnicy
Bloomsbury, wchodzili między innymi: pisarka Virginia Woolf, malarze Vanessa
Bell (siostra Virginii) i Duncan Grant, krytyk sztuki Clive Bell, ekonomiści John
Maynard Keynes i Leonard Woolf. Większość z tych nazwisk jest powszechnie znana,
jednak głównie ze względu na własne osiągnięcia, a nie przynależność do grupy. Jako
ciekawostkę dodać mogę, iż sam tytuł serialu, Life In Squares (życie w
kwadratach), pochodzi z cytatu amerykańskiej poetki Dorothy Parker, która
określając Bloomsbory Group stwierdziła, iż jej członkowie „żyli w kwadratach, malowali
w kręgach i kochali w trójkątach.” Zasadniczo nie było to wszystko dalekie od
prawdy.
Główną osią, na której zbudowana jest fabuła Life In Squares są
relacje dwóch sióstr Stephen, lepiej znanych pod nazwiskami mężów – Vanessy Bell
i Virginii Woolf. Na wstępie już podkreślić należy, że wspaniale w role te
wcielają się Phoebie Fox i Lydia Leonard. Pierwszoplanową pozycję w fabule
serialu przypisać należy jednak Vanessie, gdyż to z jej punktu widzenia przedstawiona
jest większość wydarzeń. Przyjęcie takiej perspektywy cieszy, gdyż bez
wątpienia jest to „ta mniej znana” siostra. Z drugiej strony jednak nie może ono
dziwić, gdyż Vanessa pochwalić się mogła wyjątkowo barwnym życiorysem, będąc
jednocześnie jednostką spajającą relacje wewnątrz grupy.
Serial nastawiony jest głównie na wątki obyczajowe i okoliczności
zaistnienia procesu twórczego, wzajemne inspiracje i przenikanie się emocji i
sztuki. Podejmuje on również temat seksualności, w momencie istnienia
Bloomsbury Group w dalszym ciągu stanowiący kwestię tabu. Oglądając Life In Squares
widać doskonale, że członkowie grupy wyprzedzali swoje czasy, a niedopasowanie
do świata w którym żyli stanowiło dla nich chleb powszedni, wodę na młyn dla
ich artystycznych dusz. Twórcom udało się pokazać również różnice
charakterologiczne między siostrami, w czym niemałą zasługę mają wspomniane
przeze mnie już aktorki. Trzeba jednak zaznaczyć, że ostatni z trzech odcinków
serialu ma całkowicie inną obsadę, gdyż dzieje się on dobre dwie dekady
później, a nasi bohaterowie są już ludźmi koło sześćdziesiątki. Można dywagować
dlaczego nie zdecydowano się na charakteryzację i odpowiednie postarzenie
grających w pierwszych dwóch epizodach aktorów, ale koniec końców nie wyszło to
na tyle źle, żeby było na co narzekać. Skoro o aktorach mowa, obsadę serialu
stanowią aktorzy znani głównie z krajowego podwórka, z których prawdopodobnie najbardziej
znanym (dla czytających mojego bloga na pewno) jest James Norton, doskonale (jak
zwykle) odgrywający rolę malarza Duncana Granta. Tak na marginesie, Grant był
naprawdę fascynującym artystą, chyba najbardziej oderwanym od swoich czasów ze
wszystkich członków Bloomsbury Group. Jego relacja z Vanessą Bell, przeplatana relacjami
z szeregiem innych osób płci obojga, pokazana jest w serialu w sposób naprawdę
znakomity. Sporo radości zrobiło mi zobaczenie znanego z roli Leonarda w
Grantchester (po drugim sezonie Grantchester naprawdę kocham Leonarda) Ala Weavera.
W Life in Squares gra on nikogo innego jak męża Virginii Woolf, nomen omen
również Leonarda. Teraz tak sobie myślę, możliwe że trochę przesadziłam z tymi
fejmami Jamesa Nortona, bo w trzecim odcinku serialu pojawia się również
dorosły już syn Virginii, Julian Bell, którego odgrywa Loras z Gry o Tron, tzn.
Finn Jones. Abstrahując jednak od tego, serial jest naprawdę dobrze zagrany i
ogląda się go błyskawicznie. Szkoda, że to tylko trzy odcinki.
Dobra, to tyle na dzisiaj. Hope you enjoyed, bo to naprawdę niezłe seriale. ^^
W najbliższym czasie na pewno wjedzie
zapowiadana recenzja pierwszego odcinka Gry o Tron. Planuję też jakiś normalny
wpis, aczkolwiek nie wiem jak będzie to wyglądało, gdyż znowu wyjeżdżam. Pewne
jest, że po weekendzie majowym wjedzie recenzja Kapitana Ameryki, bo mam już
bilet na 5 maja.
Serial o prerafaelitach? Pędzę na złamanie karku! <3
OdpowiedzUsuńPolecam, dla fanek i fanów ich twórczości to jest naprawdę wspaniała rzecz. <3
Usuń