o mnie

środa, 20 kwietnia 2016

Historia i kultura, czyli brytyjskie mini-seriale, które bawią i uczą jednocześnie



Dzisiejszy wpis postanowiłam poświęcić trzem brytyjskim mini-serialom dramatycznym, których wspólnym mianownikiem jest próba ukazania prawdziwych losów grupy ludzi, których działania odcisnęły piętno na nowożytnej historii Zjednoczonego Królestwa. Mimo że seriale historyczne tworzy się masowo  praktycznie we wszystkich krajach świata, nie bez przyczyny wybrałam tutaj akurat produkcje z Wysp. Brytyjska telewizja publiczna, również ze względu na swoją misję edukacyjną, do perfekcji opanowała tworzenie fabuł traktujących o tematach politycznie i kulturowo ważnych, których oglądanie dostarcza nie tylko rozrywki, ale również poszerza horyzonty. Muszę przyznać, że sporo wiedzy którą obecnie posiadam na temat brytyjskiej kultury (szczególnie sztuki) wzięło się z tego, że kiedyś gdzieś obejrzałam jakiś film albo serial, co dało mi podstawowe informacje i skłoniło do dalszego zgłębiania tematu na własną rękę. Opisywane przeze mnie mini-seriale stanowią doskonały przykład takiego właśnie zjawiska. Polecam je serdecznie zarówno ze względu na ciekawe i pouczające fabuły, co i doskonałe aktorstwo. BBC umie w takie rzeczy, wiadomo. 

Spoilerów oczywiście nie ma. 
CAMBRIDGE SPIES (2003)
Cambridge Spies to czteroodcinkowa historia przedstawiająca losy członków tzw. Siatki Szpiegowskiej z Cambridge – agentów wywiadu radzieckiego zwerbowanych w czasie studiów na Uniwersytecie w Cambridge. Pracowali oni dla ZSRR już od lat 30. i nie bez przyczyny określani są jako najgroźniejsza grupa szpiegowska działająca w zimnowojennej Wielkiej Brytanii. Okoliczności w jakich młodzi, ambitni studenci czołowej brytyjskiej uczelni uwikłani zostali w spisek na światową skalę, od lat pobudzają masową wyobraźnię. Nie może więc dziwić, że BBC zdecydowała się na serial traktujący o tych wydarzeniach już w roku 2003, a więc sporo przed tym gdy oglądanie telewizji jakościowej stało się typową masową rozrywką. W tym kontekście widać też elementy wspominanej misji edukacyjnej BBC – robimy produkcję o ważnym, ale i kontrowersyjnym temacie, przedstawiamy go w sposób sensowy, obiektywny i wolny od wartościowania. Zatrudniamy do tego najlepszych aktorów, żeby całość prezentowała się paradnie. Mimo że część wątków została nieco podkoloryzowana na potrzeby fabuły, cała historia mocno trzyma się kupy i pokazuje karierę szpiegów z Cambridge w sposób bliski prawdy. 

W pierwszym odcinku poznajemy czterech młodych studentów, których losy nierozerwalnie splotą się na kartach historii: Kima Philby’ego, Donalda Macleana, Guya Burgessa  i Antohny’ego Blunta. Poza uczelnią na której studiowali i poznali się, dzieliło ich praktycznie wszystko: charaktery, zainteresowania, umiejętności, nawet preferencje seksualne. Wielkim plusem serialu jest wiarygodne pokazanie owych różnic, jak również rozterek targających bohaterami. Twórcy Szpiegów z Cambridge sugerują nam, że współpraca ze Związkiem Radzieckim, bezpośrednio przekładana na godny potępienia czyn jakim jest zdrada własnego państwa, wcale nie stanowiła domeny ludzi złych czy zdegenerowanych. Nasi bohaterowie to jednostki z silnym i mocno zdefiniowanym systemem przekonań, wierzące w skuteczność radykalnych, niekiedy czarno-białych rozwiązań. Nie ulega wątpliwości, iż każdy z czwórki studentów był na swój sposób idealistą, a komunizm stanowił dla nich jedyną sensowną odpowiedź na szerzący się w Europie faszyzm. Tego typu podejście nie było w latach 30. poglądem specjalnie perwersyjnym, a gdy wrzucić to wszystko w polityczny kontekst Wielkiej Brytanii, lawirującej między cichym przyzwoleniem a ignorancją coraz śmielszych poczynań Hitlera i Franco, wiele rzeczy staje się nieco bardziej zrozumiałe. Kolejne odcinki serialu w sposób bardzo ciekawy pokazują nam, jak idealistyczny sen o zmianie świata na lepsze coraz bardziej rozbija się na kawałki, a nasi bohaterowie podejmować muszą działania z których sami nie są ani dumni, ani zadowoleni. Wszystko to prowadzi do połowicznie (albo i nawet mniej) szczęśliwych rozwiązań.

Pojawiający się w serialu w głównych rolach aktorzy – Tom Hollander jako Burgess, Toby Stephens jako Philby, Samuel West jako Blunt i Rupert Penry-Jones jako Maclean, byli w momencie kręcenia serialu wschodzącymi gwiazdami brytyjskiej telewizji. Obecnie są to już znani aktorzy z dużym doświadczeniem i ciekawymi karierami, regularnie przewijający się na brytyjskim wielkim i małym ekranie. Każdy z nich stworzył w Szpiegach z Cambridge dobrą kreację aktorską, jednak na pierwszy plan bez wątpienia wysuwają się Toby Stephens i Tom Hollander. Nie tylko dlatego, że losy Kima Philby’ego i Guya Burgessa były chyba najbardziej dramatyczne z całej grupy szpiegów, ale też dlatego, że są to po prostu fenomenalni aktorzy, którzy nie raz nie dwa pokazali co potrafią. Przy okazji, co warto zauważyć, mimo że serial kręcony był już ponad dziesięć lat temu, BBC już wtedy pokazywała że rozumie na czym polega fanserwis. Jest go w tym serialu dużo, szczególnie na początku, jednak nie wpływa to negatywnie na odbiór fabuły. Powiedziałabym, że wręcz przeciwnie.

DESPERATE ROMANTICS (2009)
Bractwo prerafaelitów to jedna z najciekawszych nowożytnych grup artystycznych nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale i w całej Europie. Ich sztuka stanowi jedną z malarskich wizytówek Zjednoczonego Królestwa, a powstanie serialu traktującego o członkach grupy było jedynie kwestią czasu. Stowarzyszenie prerafaelitów powstało w 1848 roku w Londynie, a jego założycielami byli studenci kierunków artystycznych (głównie malarstwa) The Royal Academy of Art: Dante Gabriel Rosetti i jego brat William, John Everett Millais, William Hunt, a także rzeźbiarz Thomas Woolner i pisarz Frederic George Stephens. Na wstępie zaznaczyć należy, że sześcioodcinkowy serial BBC z 2009 roku nie pokazuje historii bractwa w sposób stuprocentowo wierny, a sporo kwestii uproszczonych zostało na potrzeby fabuły. Tak więc produkcja ta skupia się zasadniczo na trzech wymienionych artystach, a więc Dantem Gabrielu Rosettim (w tej roli znany i lubiany Aidan Turner), Johnie Millaisie i Williamie Huncie. Pozostali członkowie stowarzyszenia złączeni zostali na potrzeby serialu w jednego fikcyjnego bohatera, Freda Waltersa - publicysty i aspirującego artysty, będącego przy okazji narratorem historii. Dodatkowo, duże znaczenie dla przebiegu wydarzeń w serialu, podobnie jak w rzeczywistości, ma postać Johna Ruskina, krytyka sztuki, który rozpropagował twórczość prerafaelitów. W tej roli widzimy Toma Hollandera, równie doskonałego co i w Szpiegach z Cambridge.

Mówiąc jeszcze o samych prerafaelitach, warto przypomnieć na czym polegała ich wyjątkowość. W swojej twórczości odrzucali oni wiktoriańskie założenia artystyczne, odcinając się również od impresjonizmu. Tworzyli obrazy wzorowane na malarstwie włoskim z XIV i XV wieku, a więc z okresu przed Rafaelem (stąd nazwa bractwa). Tematy dla swoich półcień czerpali oni z Biblii, legend arturiańskich, mitów, dzieł Szekspira. Co więcej, członkowie bractwa, zainspirowani dziełami Dantego czy Petrarki, lubowali się również w poezji. Stosowali oni renesansowe motywy zdobnicze, co widoczne jest chociażby w pięknie zdobionych ramach ich obrazów. 

Desperate Romantics to typowy serial poglądowy traktujący o życiu i twórczości członków stowarzyszenia. Niemało miejsca w fabule produkcji poświęcono kulisom powstawania najważniejszych obrazów prerafaelitów, którzy, zdaniem wielu, malowali najpiękniejsze portrety kobiet w historii malarstwa. Malując heroiny, boginie i księżniczki bazowali oni na wyglądzie pozujących im modelek, z którymi często wchodzili w wychodzące jedynie poza sferę sztuki relacje. Produkcja BBC nie abstrahuje od tego aspektu historii prerafaelitów, jednak, co zanotować należy jako plus, nie traktuje kobiet jedynie jako obiekty artystycznego (i nie tylko) zaspokojenia członków bractwa. Szczególnie wyróżnia się na tym tle Lizzie Siddal, muza i późniejsza żona Rosettiego, która nie ukrywała swoich twórczych aspiracji. 

Serial rozkręca się z odcinka na odcinek, co jest typowe dla tego typu produkcji. Nie ulega wątpliwości, iż strona wizualna serialu raczej pomaga niż szkodzi w oglądaniu, i nie mówię tutaj jedynie o pięknych obrazach. No cóż, w obsadzie w roli Rosettiego jest Aidan Turner, więc ilość fanserwisu i ujęć bez koszuli musi się zgadzać w każdym odcinku. Nie zmienia to jednak faktu, że aktorsko też całkiem nieźle daje on radę, podobnie jak Rafe Spall jako Hunt, Samuel Barnett jako Millais i Sam Crane jako Walters. Biorąc pod uwagę iż mówimy o serialu o malarzach malujących kobiety, kluczową dla powodzenia całej operacji sprawą była obsada ról żeńskich. Nie zdecydowano się na specjalnie znane aktorki, co wyszło produkcji na dobre. Mimo że nie wyglądają one identycznie jak na obrazach (no ale nie oszukujmy się, Turner też nie wygląda jak Rosetti), ich uroda pasuje do konwencji i wpisuje się w kanon piękna cenionego przez prerafaelitów. Generalnie rzecz biorąc serial ten stanowi miłą dla oka i porządnie wykonaną produkcję, w sposób przystępny (chociaż jak to zwykle bywa uproszczony) ukazującą losy tego fascynującego, wybijającego się ponad trendy stowarzyszenia artystycznego.

LIFE IN SQUARES (2015)
Pozostając w temacie sztuki, całkiem niedawno, bo rok temu, BBC zdecydowała się na stworzenie trzyodcinkowego mini-serialu na temat Bloomsbury Group – jednej z najważniejszych brytyjskich grup artystyczno-intelektualnych, działającej od początku XX wieku do drugiej wojny światowej. W skład grupy, której nazwa pochodzi od miejsca ich spotkań w londyńskiej dzielnicy Bloomsbury, wchodzili między innymi: pisarka Virginia Woolf, malarze Vanessa Bell (siostra Virginii) i Duncan Grant, krytyk sztuki Clive Bell, ekonomiści John Maynard Keynes i Leonard Woolf. Większość z tych nazwisk jest powszechnie znana, jednak głównie ze względu na własne osiągnięcia, a nie przynależność do grupy. Jako ciekawostkę dodać mogę, iż sam tytuł serialu, Life In Squares (życie w kwadratach), pochodzi z cytatu amerykańskiej poetki Dorothy Parker, która określając Bloomsbory Group stwierdziła, iż jej członkowie „żyli w kwadratach, malowali w kręgach i kochali w trójkątach.” Zasadniczo nie było to wszystko dalekie od prawdy.

Główną osią, na której zbudowana jest fabuła Life In Squares są relacje dwóch sióstr Stephen, lepiej znanych pod nazwiskami mężów – Vanessy Bell i Virginii Woolf. Na wstępie już podkreślić należy, że wspaniale w role te wcielają się Phoebie Fox i Lydia Leonard. Pierwszoplanową pozycję w fabule serialu przypisać należy jednak Vanessie, gdyż to z jej punktu widzenia przedstawiona jest większość wydarzeń. Przyjęcie takiej perspektywy cieszy, gdyż bez wątpienia jest to „ta mniej znana” siostra. Z drugiej strony jednak nie może ono dziwić, gdyż Vanessa pochwalić się mogła wyjątkowo barwnym życiorysem, będąc jednocześnie jednostką spajającą relacje wewnątrz grupy. 

Serial nastawiony jest głównie na wątki obyczajowe i okoliczności zaistnienia procesu twórczego, wzajemne inspiracje i przenikanie się emocji i sztuki. Podejmuje on również temat seksualności, w momencie istnienia Bloomsbury Group w dalszym ciągu stanowiący kwestię tabu. Oglądając Life In Squares widać doskonale, że członkowie grupy wyprzedzali swoje czasy, a niedopasowanie do świata w którym żyli stanowiło dla nich chleb powszedni, wodę na młyn dla ich artystycznych dusz. Twórcom udało się pokazać również różnice charakterologiczne między siostrami, w czym niemałą zasługę mają wspomniane przeze mnie już aktorki. Trzeba jednak zaznaczyć, że ostatni z trzech odcinków serialu ma całkowicie inną obsadę, gdyż dzieje się on dobre dwie dekady później, a nasi bohaterowie są już ludźmi koło sześćdziesiątki. Można dywagować dlaczego nie zdecydowano się na charakteryzację i odpowiednie postarzenie grających w pierwszych dwóch epizodach aktorów, ale koniec końców nie wyszło to na tyle źle, żeby było na co narzekać. Skoro o aktorach mowa, obsadę serialu stanowią aktorzy znani głównie z krajowego podwórka, z których prawdopodobnie najbardziej znanym (dla czytających mojego bloga na pewno) jest James Norton, doskonale (jak zwykle) odgrywający rolę malarza Duncana Granta. Tak na marginesie, Grant był naprawdę fascynującym artystą, chyba najbardziej oderwanym od swoich czasów ze wszystkich członków Bloomsbury Group. Jego relacja z Vanessą Bell, przeplatana relacjami z szeregiem innych osób płci obojga, pokazana jest w serialu w sposób naprawdę znakomity. Sporo radości zrobiło mi zobaczenie znanego z roli Leonarda w Grantchester (po drugim sezonie Grantchester naprawdę kocham Leonarda) Ala Weavera. W Life in Squares gra on nikogo innego jak męża Virginii Woolf, nomen omen również Leonarda. Teraz tak sobie myślę, możliwe że trochę przesadziłam z tymi fejmami Jamesa Nortona, bo w trzecim odcinku serialu pojawia się również dorosły już syn Virginii, Julian Bell, którego odgrywa Loras z Gry o Tron, tzn. Finn Jones. Abstrahując jednak od tego, serial jest naprawdę dobrze zagrany i ogląda się go błyskawicznie. Szkoda, że to tylko trzy odcinki.


Dobra, to tyle na dzisiaj. Hope you enjoyed, bo to naprawdę niezłe seriale. ^^
W najbliższym czasie na pewno wjedzie zapowiadana recenzja pierwszego odcinka Gry o Tron. Planuję też jakiś normalny wpis, aczkolwiek nie wiem jak będzie to wyglądało, gdyż znowu wyjeżdżam. Pewne jest, że po weekendzie majowym wjedzie recenzja Kapitana Ameryki, bo mam już bilet na 5 maja.

2 komentarze:

  1. Serial o prerafaelitach? Pędzę na złamanie karku! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, dla fanek i fanów ich twórczości to jest naprawdę wspaniała rzecz. <3

      Usuń